W końcu od czegoś musiało się zacząć.
W naszym przypadku wszystkie laury zbierze zazdrość 🙂
Być może 'zazdrość’ nie jest tu właściwym słowem. Chodzi raczej o uczucie towarzyszące przekonaniu, że tak naprawdę żałuję, że nie jestem na miejscu kogoś innego, tylko – niestety – na swoim własnym. Nic pejoratywnego; raczej motor do działania. Takie wrażenia i momenty – warto wykorzystywać.
O co chodzi z tą zazdrością?
Wystarczy spojrzeć na pierwszy obrazek.
Te słoiczki zrobiła moja siostra. W jej wolnym czasie.
Prowadzi własną jednoosobową firmę (uczy języków obcych), i w tamtym czasie zarabiała dokładnie tyle samo ile ja jako menedżer medyczny i – przy tym – miała jeszcze dla siebie WOLNY CZAS! Brak odpowiedzialności za pacjentów i pracowników oraz wszystko, co może pójść źle w biznesie medycznym (i od czasu do czasu idzie źle). Była po prostu… wolna.
Czego zazdrościła jej Natasha?
Tworzenia.
Czego zazdrościłem ja?
Wolności.
Dla Nataszy i dla mnie kreatywność i wolność były jednym i tym samym.
Wszystko zaczęło się właśnie… od tych słoiczków 🙂
Te poniżej są już nasze (łyżki wytoczyliśmy na tokarce 🙂
ryh