Ryh

Problem energii uzyskiwanej ze spalania białek to dość istotny etap erudycji dietetycznej, a przy okazji – zabawny. Najśmieszniejsze jest to, że – pomimo iż 95% diet podstępnie zaprzęga białko do pracy przy odchudzaniu – wszystkie z nich ( ! ) popełniają błąd przy wyliczaniu parametrów energetycznych białka.
I to na swoją niekorzyść 🙂

Powtarzam po raz kolejny:
Białko NIE JEST substratem energetycznym! Nie do tego służy; nie po to istnieje i nie dlatego je zjadamy, by czerpać energię. Zaraz to udowodnię.

Rzućmy okiem na wykres opisujący degradację białek:

Dla przypomnienia: klamerka oznaczona „C” dotyczy sytuacji, w której ograniczamy dostawę węglowodanów i tłuszczów, przy wystarczającej lub nadmiarowej podaży białka. Widzimy coraz wyższe słupki, a więc wzmożoną degradację białek organizmu, mimo to organizm… traci wagę. 

Przyczyna sukcesu diet proteinowych tkwi w tym, że białka są bardzo złym paliwem! Ich utlenianie jest – energetycznie – procesem bardzo kosztownym, dlatego wartość energii uzyskanej ze spalania białek jest dużo mniejsza od energii ze spalania glukozy i tłuszczów.

Że co?
Że się mylę?
Ze białko i cukier mają tyle samo?
No dobra – przypomnijmy sobie wiedzę używaną przez dietetyków do układania jadłospisów. Mowa o tzw. równoważnikach Atwatera, przypisujących masie 1 g tłuszczów, białek i węglowodanów ilości kcal, jakie rzekomo uzyskujemy z ich spalenia:

A teraz – dla odmiany – przyjrzyjmy się cytatom, będącym podsumowaniami trzech artykułów dotyczących katabolizmu węglowodanów, tłuszczów i białek:

– W przeliczeniu na jednostkę masy utlenianie 1 g glukozy powoduje syntezę 0,163 mola ATP (…)

– W przeliczeniu na jednostkę masy można przyjąć, że utlenianie 1 g kwasu oleinowego dostarcza 0,475 mola ATP (…) Wartość ta jest więc prawie trzykrotnie (2,91 razy) większa od analogicznej wartości obliczonej dla glukozy.

– W przeliczeniu na jednostkę masy proces utleniania 1 g mieszaniny aminokwasów dostarcza około 0,052 mola ATP (…) Wartość ta jest 3-krotnie mniejsza niż otrzymana z utleniania 1 g glukozy, a ponad 9-krotnie mniejsza niż z utleniania 1 g kwasu oleinowego.

[prof. Janusz Keller, „Żywienie Człowieka, tom 1”
pod redakcją Jana Gawęckiego, rozdział 8., rok 2012]

Oceńmy te proporcje „na oko”:

Cóż, standardowa wiedza dietetyczna nieznacznie różni się więc od stanu faktycznego; właściwa proporcja to nie 9:4:4, ale 9:3:1. Skuteczność diet proteinowych tkwi właśnie w tej proporcji: Energii w białkach jest:

3 x mniej niż w cukrach
9 x mniej niż w tłuszczach

Nie popadajmy jednak w euforię:
diet proteinowych stosować nam nie wolno! 

Dużo szybsze i trwalsze – a przede wszystkim dużo ZDROWSZE – jest np. odrąbanie sobie nogi. Stosując dietę proteinową, odrąbujesz sobie – systematycznie, konsekwentnie i bezwiednie – serce, trzustkę i wątrobę.

Skąd te różnice w wiedzy dietetycznej i biochemicznej?

Otóż 9:4:4 to proporcje ilości CIEPŁA uzyskanego z – dosłownie – spalania węglowodanów, białek i tłuszczów… w KALORYMETRZE – będącym swego rodzaju piecem. Ta metoda pomiaru wartości energetycznej żywności – została opracowana przez Departament Rolnictwa Stanów Zjednoczonych jeszcze na początku XX wieku – i jest stosowana do dziś (!!!).

Tymczasem (!) nasze ciało nie jest ani piecem ani krematorium, a energia jest uzyskiwana w wyniku skomplikowanych reakcji biochemicznych, z których każda ma swoją ‘cenę’.

Na przykład, aby uzyskać 4 kcal energii z białek, musimy ‘zapłacić’ (dostarczyć) energię równą 3 kcal, a dla węglowodanów 1 kcal. Stąd właśnie różnica proporcji 9:4:4 / 9:3:1.

Fakt, że twórcy diet proteinowych do dzisiaj o tym nie wiedzą może świadczyć tylko o jednym: nie interesują się fizjologią odżywiania i nie czytują podręczników biochemii.
Czy jest sens im ufać?

Dlaczego jednak dietetycy wciąż stosują błędny przelicznik 9:4:4 ?
Nie wiem. Niech mi to ktoś wytłumaczy…

Też nie czytają podręczników?
A może… po prostu się boją? Tak. Stawiam na to, że się boją.
Bo gdyby któryś z nich przyznał, że od 100 lat używają błędnych przeliczników – musiałby teraz nie tylko to wszystko odkręcać (zmieniając treści wszystkich tabel dietetycznych na całym świecie, a więc też treść wszystkich etykiet na opakowaniach wszystkich produktów spożywczych), ale stałby się też przyczyną 'tsunami’ pozwów, jakimi pacjenci zasypaliby wszystkich dietetyków świata, a konsumenci – wszystkich producentów żywności.