Jak zostać weganinem

Opowieść o tym JAK i DLACZEGO my – mięsożerni drapieżcy – zmieniliśmy się w entuzjastów Plant-Based

Jak zostać weganinem?
Odpowiedź krótka brzmi:
Zdobądź PRAWDZIWĄ WIEDZĄ o tym, jak unikać chorób, na które NIE MUSISZ umrzeć. (Dobry początek to przeczytać „The China Study” T. Colina Campbella; w Polsce ukazała się pod tytułem “Nowoczesne zasady odżywiania”)

A jeśli masz trochę wolnego czasu i chcesz poznać naszą historię – po prostu zacznij czytać:

* *

Zaczęło się od zwykłego dążenia do zwykłej wolności.
Kiedy dwoje samotnych dorosłych ludzi decyduje się być razem – ich energia, siła i odwaga sumują się w niewiarygodnym, wręcz geometrycznym trybie. My – Natasza i ja – postanowiliśmy uwolnić się od wszystkiego co do tej pory nas więziło i rozpocząć nowe życie. (Tak, to był 20 czerwca 🙂

Ważną częścią codziennego życia jest… zarabianie. Oboje postanowiliśmy zastąpić nasze profesje zawodem „wolnym”, który dałby nam kontrolę nad naszym czasem. Zdecydowaliśmy się zostać dietetykami. Zawód ten spełnia wszystkie kryteria – pozwala decydować o tym jak pracujesz, kiedy pracujesz, ile pracujesz i z kim.

Tak przy okazji – wiedza, którą zamierzaliśmy zdobyć miała dać nam nie tylko możliwość ostatecznego rozprawienia się z nadwagą (z którą walczyłem od lat), ale także kontrolowania naszego zdrowia przez resztę życia.

Po ukończeniu Łódzkiej Akademii Dietetyki i odebraniu dyplomów – od razu zaczęliśmy organizować naszą pracę. Chcieliśmy jak najszybciej porzucić nasze stare, ale wciąż wykonywane zawody (menedżer medyczny i trener biznesu w korporacji). Planowaliśmy pracować zdalnie, nie wychodząc z domu, kontaktując się z klientami za pośrednictwem mediów (co jest dość rozsądne, gdy mieszka się w lesie), więc zaczęliśmy od budowania strony internetowej.

Zadowoleni z początkowych sukcesów (podczas zdobywania wiedzy dietetycznej i eksperymentowania na sobie – schudłem 33 kg) – tworzyliśmy kolejne przepisy naszej dietetycznej kuchni, dodając setki zdjęć setek potraw, które osobiście przygotowywaliśmy. (Każdą z potraw testowaliśmy, mierząc poziom glukozy we krwi za pomocą glukometru – w różnych odstępach czasu po posiłku). Natasza zawsze uwielbiała gotować, ja zawsze uwielbiałam jeść (i fotografować), a oboje zawsze uwielbialiśmy tworzyć – więc nasza strona rosła jak na drożdżach.

Tak, nasz pierwszy ‘mięsożerny’ header wyglądał dokładnie tak:

Nie powinno dziwić, że po wielu eksperymentach na sobie wybraliśmy najbardziej skuteczną dietę. Nasza wspaniała kuchnia była kompilacją diet Michela Montignaca, Pierre’a Dukana i Roberta Atkinsa (typowa dieta niskowęglowodanowa i wysokotłuszczowa) z dużym dodatkiem kuchni śródziemnomorskiej – więc wszystko było smaczniejsze, bardziej kolorowe i piękniejsze na talerzu.

Spójrz tylko na to szaleństwo:

Po wielu miesiącach pracy – wreszcie nadeszła chwila prawdy: stwierdziliśmy, że nasza strona internetowa jest niekompletna. Brakowało jednej bardzo ważnej rzeczy: TREŚCI.

Nigdy nie planowaliśmy ograniczać naszej aktywności zawodowej do samych przepisów. Nasza praca miała być bardziej edukacyjna: chcieliśmy, aby nasi pacjenci uczyli się, jak przygotowywać własne posiłki. Aby móc wybrać produkty spożywcze, potrzebowali podstawowej wiedzy na temat tego, jak poszczególne składniki działają na ich ciało (podstawy fizjologii i biochemii procesów odżywiania).

Odurzeni euforią sukcesu, z wielkim entuzjazmem zaczęliśmy tworzyć PRZEWODNIK – merytoryczną i poważną prezentację najważniejszych zagadnień – podstawę, na której zbudowaliśmy naszą dietę.

I wtedy… stało się…

Obłożony stertami podręczników i skryptów, zaplątany w sieć internetowych linków – nie mogłem znaleźć naukowego potwierdzenia podstaw teorii Montignaca, Atkinsa i Dukana.

Mało tego (!) Ilekroć zagłębiałem się w ich wyjaśnienia – znajdowałem w nich błędy. Zacząłem więc szperać coraz głębiej, a im głębiej szperałem – było coraz gorzej: zacząłem odkrywać błędy już nie tylko (!) w teoriach Atkinsa, Dukana i Montignaca, ale także ogromne dziury w całej wiedzy dietetycznej, której nauczono nas w akademii.

Utknęliśmy.

Zamiast iść do przodu i publikować nowe artykuły – zaczęliśmy usuwać stare. Większość posiłków, które przygotowywaliśmy od miesięcy – nigdy nie powinna znajdować się na stole kogoś, kto chciałby odżywiać się prawidłowo i pozostać zdrowym.

W końcu stało się jasne, że wróciliśmy do punktu wyjścia. Co gorsza – musieliśmy wszystko zacząć od nowa, nie ufając żadnym wskazówkom dietetycznym, których nas uczono.

Odkryliśmy, że dietetycy oszukują.
Większa część tradycyjnej dietetyki – to oszustwo.
Farmaceuci i lekarze też nie mówią prawdy.

Niezależnie od tego, czy zwykli dietetycy są świadomi tego co robią, czy nie – okłamują swoich pacjentów, zaczynając od nonsensów na temat kalorii*, a kończąc na suplementach diety**, za które pacjenci MUSZĄ PŁACIĆ (czy nie jest to główny sposób, w jaki dietetycy mogą zarobić? ).

*) Ten artykuł nie jest poświęcony wiedzy merytorycznej, ale aby nie być gołosłownym, wyjaśnię pokrótce, co miałem na myśli. (Tym bardziej, że to, co napisałem, brzmi jak obrazoburcze bluźnierstwo przeciwko nauce).

Odnośnie kalorii:
Powszechna wiedza dietetyczna mówi, że składniki odżywcze dostarczają nam takich oto ilości energii: 
– 1g tłuszczu – 9 kcal, 
– 1g białka – 4 kcal, 
– 1g węglowodanów – 4 kcal.

Proporcje – w teorii – są więc następujące: 9: 4: 4.

Okazuje się jednak (!), że dzieje się tak tylko wtedy, gdy spalamy węglowodany, białka i tłuszcze w kalorymetrze (taki rodzaj spalarni). Tymczasem nasze ciało nie jest ani piecem ani krematorium, a energia jest uzyskiwana w wyniku skomplikowanych reakcji biochemicznych, z których każda ma swoją ‘cenę’. Na przykład, aby uzyskać 4 kcal energii z białek, musimy ‘zapłacić’ (dostarczyć) energię równą 3 kcal, a dla węglowodanów 1 kcal.

Ostatecznie: właściwy stosunek to nie 9: 4: 4, tylko 9: 3: 1 (więcej – w artykule nt. energii z białek). [Źródło informacji: „Żywienie człowieka”, tom 1, 2012, pod red. Jana Gawęckiego. Rozdział 8. – autor: prof. Janusz Keller]

Ktoś może zapytać: I CO Z TEGO?

Przecież to zmienia wszystkie tabele energetyczne wszystkich diet na całym świecie! (Nawiasem mówiąc, wyjaśnia też wielką skuteczność diet proteinowych.) Podważa też dane każdej z etykiet na każdym produkcie spożywczym w każdym sklepie na świecie!

**) Teraz odnośnie suplementów:
Jeśli dieta wymaga ciągłego uzupełniania, oznacza to, że ciągle czegoś w niej brakuje = dieta jest niewłaściwa; W końcu definicja diety ‘właściwej’ to dieta ‘zbilansowana’ = taka, która zawiera wszystko, czego potrzebujemy.
Gdyby dietetycy zdecydowali się powiedzieć prawdę i promować prawidłowe odżywianie – nikt nie potrzebowałby suplementów i nikt by za nie nie zapłacił.

* *

Tak więc byliśmy w kropce.
A kiedy ktoś jest w kropce – musi zacząć od zera, od… żywiołów elementarnych.

Zadaliśmy sobie podstawowe pytania: Czym jest dieta? Dlaczego w ogóle powinniśmy ją stosować? O co chodzi w tym całym odżywianiu?

Dieta – to po prostu sposób jedzenia: co jesz, ile jesz i tak dalej.
Ale przecież każdy z nas coś je i ileś je. Oznacza to, że wszyscy są zawsze na jakiejś diecie. Z tego punktu widzenia słowo DIETA – nie jest nikomu do niczego potrzebne – jest to wielkie nieporozumienie. (Jak w matematyce: jeśli jakaś wartość występuje wszędzie, można ją pominąć, zredukować).

Pozostaje ODŻYWIANIE.
O co – tak naprawdę – w nim chodzi? 
Jaki jest jego cel? Jego istota.

Czy celem żywienia jest ważyć mniej?
Nie (!), ponieważ wtedy – zamiast katować się drakońską dietą – wystarczyłoby odrąbać sobie nogę (natychmiast spadasz z wagi o 20 kg). 

Celem żywienia nie jest też wyrządzanie sobie krzywdy. Fakt, że używając Montignaca, Atkinsa lub Dukana – powoli odrąbujesz sobie wątrobę, trzustkę i serce – pozostaje przez wszystkich niezauważony.

Czy celem żywienia jest posiadanie szczupłej sylwetki?
Nie (!), ponieważ – gdyby to wystarczało – szczupli ludzie nigdy by nie chorowali i nie umierali przedwcześnie.

A może… chodzi o życie. 

Aby być zdrowym.
I utrzymać zdrowie tak długo, jak to możliwe.

I to było to.
To była właściwa odpowiedź:
Jemy – w określony sposób – aby zachować zdrowie!

Ta konkluzja zmienia całe życie tych, którzy PRAWIDŁOWO rozumieją jej znaczenie. Zmieniła także nasze życie.

Jak więc jeść, żeby być zdrowym? Oto jest pytanie. Stanęliśmy przed tym dylematem – bezradni.

W tej kwestii bezradna jest większość ludzi, ponieważ każdego dnia są zasypywani tysiącami informacji na temat prawidłowego żywienia – na milionach blogów, w reklamach telewizyjnych, w radiu i we wszystkich innych mediach, w książkach o dietach, w czasopismach o zdrowej kuchni i zdrowym stylu życia. Wszędzie! Nikt nie wie jak odróżnić fałsz od prawdy. Skąd pewność co kryje się za tym lub tamtym zaleceniem? Prawda na temat żywienia, czy po prostu interes firmy, która chce sprzedać swój produkt?

Ale dlaczego – do diabła – byliśmy bezradni my, dietetycy?

Ponieważ już wiedzieliśmy, że tradycyjna dietetyka to oszustwo. Ponieważ wiedzieliśmy, że nasze podręczniki są bezwartościowe i nie możemy ufać nawet lekarzom i firmom farmaceutycznym. Zwłaszcza im: używają półprawd, takich jak ta piękna bzdura o zwalczaniu osteoporozy nabiałem – wyśmiana przez naukę już ponad 100 lat temu, ale wciąż obecna w reklamach.

Jak jeść – aby być zdrowym? 
Zastanawialiśmy się – co mogłoby nas przekonać?
Odkryliśmy, że właściwą odpowiedź na to pytanie może dać tylko epidemiologia, która bada długoterminowy wpływ odżywiania na zdrowie. Tylko takich dowodów nie można by ani kwestionować ani odrzucić.

Czym jest epidemiologia?
Załóżmy, że – z pomocą super tajnych służb – stworzylibyśmy Wielkiego Dietetycznego Brata, który szpiegowałby tysiące osób przez wiele lat, tylko po to, by zbadać 2 elementy: co jedzą i jak wpływa to na ich zdrowie.

Jak myślisz – jaki byłby wynik?
Otóż okazałoby się, że JEST TAKA GRUPA – grupa najzdrowszych ludzi, żyjących najdłużej, którzy jedzą bardzo podobnie. Są to ludzie, którzy:

1. Jedzą mało (lub nie spożywają wcale) produktów pochodzenia zwierzęcego; unikają w ten sposób białek zwierzęcych i tłuszczu (mięso i tłuszcz to ‘dietetyczna para małżeńska’)

2. Jedzą mało (lub wcale) produktów przetworzonych; unikają w ten sposób jakichkolwiek dodatków chemicznych (druga ‘dietetyczna para małżeńska’ to przetwarzanie i chemia).

Tak. Najbliżej ideału są WEGANIE

Skąd to wiem?
Ponieważ takie badania epidemiologiczne – naprawdę miały miejsce!
I nie w grupie tysiąca osób, ale o wiele, wiele większej!
I nie trwały rok, ale 20 lat!

Kiedy szukaliśmy odpowiedzi na pytanie, jak prawidłowo jeść i przeszukiwaliśmy wszystkie możliwe źródła – Natasza znalazła książkę „The China Study” i kupiła mi ją w prezencie. (Polskie wydanie ‘Badań Chińskich’ to “Nowoczesne zasady odżywiania” i podtytuł: “Przełomowe badanie wpływu żywienia na zdrowie”. Autorzy: T. Colin Campbell i Thomas M. Campbell II)

Czasami wstydzę się przyznać, że kiedy otworzyłem tę książkę – nie miałem pojęcia, co trzymam w rękach. Byłem przekonany, że to kolejna bzdura z serii: ‘dieta najlepsza, najtańsza, najcudowniejsza i najzdrowsza’. Oczywiście nie uwierzyłem też recenzjom, że ‘ta książka zmieniła życie milionów ludzi’.

Dopiero czytając tę ​​i kolejne książki Campbella – gdzie znaleźliśmy potwierdzenie naszych założeń i odpowiedzi na wszystkie pytania – w końcu zrozumieliśmy, jak prosta i łatwa jest droga ku zdrowiu.

Jeśli naprawdę zależy Ci na własnym życiu, jeśli chcesz radykalnie zmniejszyć ryzyko RAKA, CHOROBY SERCA i CUKRZYCY – jedynie zmieniając nawyki żywieniowe – po prostu sięgnij po ‘Campbella’.

Gwarantuję, że po przeczytaniu nie będziesz miała / miał najmniejszych wątpliwości, gdzie leży prawda o żywieniu, ani najmniejszych kłopotów, by wymienić boczek na awokado.

* *

Ryh

Jeśli chcesz nam pomóc w prowadzeniu tego BLOGA – po prostu odwiedź nasz sklep. Może spodoba ci się któryś z naszych produktów, a może po prostu polecisz go komuś, kto kocha styl ART-BOHO.

Peace!